piątek, 8 stycznia 2016

Statystyczne marzenia o niezależności


W dorosłym życiu stawiamy sobie świadomie cele lub mniej świadomie kształtowane są w nas od samego dzieciństwa i gdzieś tam powoli kiełkują. Tak samo jak rośliny mogą się rozwinąć i puścić ładne kwiaty albo nie wychylić nawet jednego pędu ponad grunt. Te cele często nazywamy marzeniami.

Dotyczą spraw idealistyczno-mistycznych jak pokój na świecie, brak chorób czy odkrycie obcej cywilizacji. Nie warto się z nich śmiać czy potępiać. Są ważne. Ja jednak jestem realistą ( tak przynajmniej o sobie myślę ) i staram się mięć konkretne marzenia czy jak wolisz cele.

Od zawsze wiedziałem, że muszę to zrobić  
Myślę, że przyszła do mnie mniej więcej w czasach liceum. Taka uporczywa myśl, przeczucie czy nawet niepokój. Chodziło za mną coś, czego nie potrafiłem zdefiniować i nazwać.

Wiedziałem, że zaraz matura, potem "jakieś" studia i "jakaś praca". Zero konkretów, tylko widmo zbliżającego się czegoś na co wcale nie czekałem. Biernie przyjmując na klatę 5 lat studiów humanistycznych zakończonych dyplomem magistra i pierwszą pracą w stolarni po 3 miesięcznym okresie jej poszukiwania przez Urząd Pracy, patrzyłem na życie raczej w perspektywie krótkoterminowej. Myślę, że 80% osób w moim wieku poszło podobną drogą. 10% dostało turbo doładowanie od rodziców, a tylko pozostałe 10% wychyliło się z tego marszu mrówek kreując sobie miejsca pracy, wyjeżdżając za granicę, jadąc w podróż dookoła świata.

Potrzebowałem około trzech i pół roku na wyjście ze strefy komfortu, jaką była praca na etacie. Nienawidziłem przełożonych, szefów chamów i buców. W myślach kroiłem ich i przypalałem za codzienną głupotę i brak profesjonalizmu. Myślę, że potrzebowałem tych trzech lat, żeby nauczyć się kim w życiu nie chcę być i jakich błędów nie popełniać.


No i jestem 

Od roku mam najlepszego szefa i współpracownika. Oczywiście, że popełnia błędy i zdarza mu się brak profesjonalizmu, ale jakoś o wiele spokojniej to przyjmuję. Prowadzenie własnego biznesu to wiele wyrzeczeń, stresu i niepewności. Z pracy już nie wychodzę o 16:00, nie wychodzę nigdy. Mimo wszystko zyskałem najlepszą koleżankę. To o niej myślałem w liceum i na studiach, to ona dobijała się do mnie połowę mojego życia. Warto było jej posłuchać i wejść z nią w interesy. Mam nadzieję na długofalową współpracę. 

Koleżanka "niezależność"

Myśli o niej każdy z nas. Jadąc do szkoły, kłócąc się z szefem czy nawet z bliskimi. Jednak tylko 10% ( myślę, że i tak mocno zawyżyłem ten procent ) zdecyduje się tu i teraz na zwrot o 180 stopni. Serce bije mocniej, zawsze jest wiele niewiadomych, ale grunt to mieć chociażby strzępy biznes planu i wiarę we własne możliwości. Naprawdę nie trzeba być super bohaterem, żeby podjąć walkę o niezależność. Zdecyduj sam.Teraz, albo ....





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz